Powrót do strony
Publicystyka:
Nad przepaścią nie ma
ratunku
Trzymając się za ręce
maszerujemy prosto nad przepaść, by tam docierając nad nią popełnić zbiorowe
samobójstwo. Maszerujący to my, ludzie żyjący obok siebie, ludzie którzy godzą
się na to, by być marionetkami w rękach komediantów z maskami na twarzach.
Zahipnotyzowani, otumanieni, przekupieni, nie dostrzegamy upadku.
Co stało się z naszą
odwagą, dążeniem do niezależności, empatią i społeczną pogardą dla głupoty?
Wystarczyło sypnąć
talarami i wszystko prysnęło jak bańka mydlana. Tkwiąc w tym marazmie i wygodzie
nigdy nie nabierzemy siły, by się na nowo odrodzić.
Wtłoczeni w kokon
sztuczności i pozbawieni wewnętrznej wrażliwości uganiamy się za czymś co
wmówiono nam, że jest dla nas dobre. Nie potrafimy sami dokonywać wyborów. Robią
to za nas Oni chichocząc pod maską obłudy widniejącej na ich twarzach. Nasz
stępiony wzrok zdaje się tego nie dostrzegać.
Stępiono nam wzrok, zmysł
przewidywania i pozbawiono nerwu odwagi. Uległość rozlewa się niczym wezbrana
rzeka, która pochłania coraz więcej ofiar.
Na nic zdają się koła
ratunkowe, bo ofiary same je odrzucają, chcąc utonąć w wezbranych falach
uległości.
To smutny widok, niemalże
katastroficzny. A w oddali nie widać żadnej pomocy dla tej autodestrukcji.
Jedyne co słychać, to szyderczy chichot spod maski obłudy a na myśl przychodzą
ponadczasowe słowa Wyspiańskiego z Wesela.
Może w przyszłym roku
właśnie ono będzie lekturą narodowego czytania i początkiem opamiętania. Chociaż
bardzo w to wątpię, bo nie da się trupów wyłowionych z dna rzeki przywrócić do
życia.
Draganowa,
2 września 2020r.
© Mirka Widurek
Powrót do strony Publicystyka:
|