Powrót do strony
Publicystyka:
Weszła podstępnie do
mojego domu
I znowu przyszła do
mojego domu. Chociaż niechciana, bo moje drzwi są zawsze dla niej zamknięte to
ona jednak potrafiła je otworzyć. Ma klucz, który pasuje do wszystkich drzwi.
Odwiedziła mnie wczoraj wchodząc niepostrzeżenie w tych swoich czarnych łachach,
z wielkim kapturem na głowie.
O 4 nad ranem zabrała mi
mojego ukochanego kota imieniem Kota Kota, który był z nami od 16 lat. Ktoś
powie: nie rozpaczaj, bo to tylko kot w dodatku bardzo stary.
Wychowałam go od
trzeciego tygodnia życia. Był sierotą. Jako jedyny z pięciorga rodzeństwa ocalał
po śmierci swojej matki. Karmiłam go specjalną miksturą z przepisu weterynarza,
podawałam ją co kilka godzin strzykaweczką i masowałam brzuszek. Mieścił się w
mojej dłoni i nie potrafił sam chodzić. Spał na moim ramieniu ssąc zamiast matki
moje ucho.
Mały dzikusek był
najprawdopodobniej mieszanką pokoleniową ze żbikiem. Świadczył o tym jego
wygląd, ale także charakter i zachowania. Ciekawy, inteligentny indywidualista,
który nie akceptował obcych ludzi. Traktował ich zawsze na dystans, ale nigdy
tego nie robił w stosunku do szyneczki i swojej miseczki.
Jako młody kotek jeździł
z nami do Warszawy i Trójmiasta. Wychowywała go i uspołeczniała nasza nieżyjąca
już rottweilerka Sirona. Był z nią bardzo związany emocjonalnie i widać było po
nim, że przeżywał Jej stratę.
Pokonał w walce żmiję,
ale niestety nie pokonał choroby. Odszedł bardzo cierpiąc wtulony we mnie do
końca, do ostatniego szarpanego oddechu i grymasu bólu na pyszczku.
Był zawsze w domu, przy domu, obok mnie. Bardzo lubił moją Mamę i zawsze siadał
na fotelu, który sobie upodobała. Teraz ona trzyma go na smyczce i spaceruje po
obłokach odliczając czas do mojego przyjścia.
Draganowa,
21 sierpnia 2020r.
© Mirka Widurek
Powrót do strony Publicystyka:
|