Powrót do strony
Publicystyka:
Jak
to się mówi, szacun!
Ostatnio mam
nieodparte wrażenie, że coś tu nie gra, jak powinno. Obserwuję pracę
ekspedientek w dużej sieci sklepów tzw. wielkopowierzchniowych i jestem pełna
podziwu dla ich ciężkiej, mrówczej, niemalże niewolniczej pracy.
Rano trzeba rozładować TIR’a z towarem – kto?
Oczywiście One.
Poukładać go na
półkach i zgromadzić w magazynie – kto?
Oczywiście te same
One.
Usiąść przy kasie –
kto?
Znów One.
Rozłożyć nowe ceny i
reklamy – kto?
Te same One.
Po zamknięciu
sklepu, przez dwie godziny, te same One muszą ten sklep posprzątać i przygotować
towar dla organizacji pozarządowych.
W ramach tych samych obowiązków trzeba wyszorować płytki chodnikowe pod sklepem
i rampę, bo Sanepid wlepi mandat i to niemały, a płaci kierownik ze swoich
pieniędzy.
W międzyczasie
trzeba jeszcze poprzeglądać tzw. warzywniak, żeby rano elegantka w kapeluszu nie
zrobiła awantury, że w kiści winogron kilka gronek ma kolor brązowy a nie
zielony.
Trzeba zerknąć
bystrym oczkiem na towar leżący na półkach, żeby nie zaplątał się budyń, który
dwa dni temu stracił termin ważności, bo będzie bieda.
No oczywiście trzeba
też usunąć z półek proszki do prania, w których klienci dla zabawy zrobili
dziury w pudełkach. Nie mówię już o walających się papierkach po cukierkach, bo
niektórzy klienci robiąc zakupy zajadają się nimi podnosząc sobie poziom cukru.
Inni, sprytniejsi kupujący potrafią przez pomyłkę wsadzić do kieszeni puder w
kremie zamiast wrzucić go do koszyka, obok zakupów za kilka stówek.
Czy możemy to
zmienić?
Może trochę. Możemy
być dla tych kobiet uprzejmi, uśmiechać się do nich bez powodu, tak po prostu z
życzliwości, nie okazywać zdenerwowania, kiedy przy kasie jest długa kolejka,
nie brudzić w sklepie, nie robić bałaganu na półkach, nie dziurawić opakowań.
Może chociaż w ten sposób trochę im pomożemy.
A trochę brzmi
lepiej niż wcale.
© Mirka
Widurek
Draganowa, 5
października 2019
Powrót do strony Publicystyka:
|