Powrót do strony
Publicystyka:
Gdzieś na Krakowskim Kazimierzu
Gdzieś na Krakowskim Kazimierzu jest wąska
uliczka. Tak wąska, że nie wjedzie w nią dorożka. Na tej uliczce, na samym jej
końcu jest niewielka kawiarenka.
Po naciśnięciu klamki wkraczam w inny świat.
Dosłownie przenoszę się w czasie w lata XX ubiegłego wieku. Jestem ubrana w
długą szarą sukienkę zakończoną kilkoma falbanami a górę u szyi ozdabia
koronkowy kołnierzyk i delikatny żabocik. Na rękach mam nieco wytarte rękawiczki
a na głowie wielki kapelusz. Na nogach skrywam dyskretnie czerwone, skórzane
trzewiki z obdartymi noskami.
Ściągam kapelusz i siadam przy wolnym stoliku
tuż obok drugiego, przy którym siedzi starszy mężczyzna. Ubrany jest w
nienagannie odprasowany garnitur i białą koszulę. Wyciągam lufkę i zapalam
papierosa. Mocno się zaciągam i wypuszczam szary dymek. Odkładając papierosa
zamawiam serniczek wiedeński i napój artystów: zielono-niebieski, boski absynt.
Piję go delikatnie, małymi łyczkami, powoli delektując się smakiem i zapachem.
Mam wypieki na twarzy.
Z aksamitnej torebeczki wyciągam ołówek i mały
notesik. Po chwili myśli przenoszę na papier. Piszę felieton. Pisanie felietonów
to mój wolny zawód. Umieszczam je w jednej z krakowskich gazet. Płacą mizernie,
ale da się wyżyć. Wystarczy na skromne jedzenie, pobyty w kawiarni. Ale już nie
na nowe buty i nową sukienkę. Trudno. Najważniejsze, że mogę tutaj codziennie
przychodzić.
Dyskretnie rozglądam się po wypełnionej dymem
kawiarni i piszę, piszę z wypiekami na twarzy. Dochodzi godzina druga w nocy.
Wstaję zakładam kapelusz, rękawiczki, biorę torebeczkę, naciskam klamkę,
wychodzę, zamykam drzwi i…
…wsiadam do taksówki.
Dedykuję mojej córce Kasi.
© Mirka Widurek,
Draganowa, 17 grudnia 2019r.
Powrót do strony Publicystyka:
|