Powrót do strony
Publicystyka:
Znowu mnie
odwiedziła…
Wczoraj
musiałam się zmierzyć ze wspomnieniami z dzieciństwa, a dzisiaj od rana wpadła
do mnie śmierć. Przecież niedawno zabrała mi ukochaną Mamę.
Śmierci
zawsze jest mało, mało, mało…
Nienasycona, ciągle spragniona nowych ofiar, nie bacząc na cierpienia osób
żyjących pragnie pozbawić ich sensu życia. Z uśmiechem na gębie oddaje ich los w
ramiona cierpienia. Przecież, gdy jedna ze starszych osób choruje to i tak ta
druga cierpi. Ale śmierci to nie wystarcza, bo cierpienie musi być odczuwalne i
to na długo. Gdy ma się 92 lata to, to „na długo”, może oznaczać zupełnie coś
innego.
Śmierć to
wredna baba, przed którą nie ma ucieczki i schronienia. Jak każda wredna baba
dopnie swego prędzej, czy później. Właśnie dzisiaj zatriumfowała i osiągnęła
swój cel choć musiała stoczyć z ofiarą ciężką walkę. Śmierć jednak użyła
podstępu i zaatakowała nad ranem, znienacka.
Nienawidzę jej, a kiedy przyjdzie po mnie to zaśmieję się wprost w jej gębę. Ona
jednak uda, że nic się niestało i trzymając mnie za rękę zaprowadzi daleko, by
najbliżsi cierpieli.
Pamięci
Stryjenki Donaty,
która nie doczekała
dzisiejszego wschodu słońca…
Draganowa,
20 stycznia 2021r.
© Mirka Widurek
Powrót do strony Publicystyka:
|