Powrót do strony
Publicystyka:
Androny i pleciugi
Kiedy przeczytałam niedawny przekaz dnia ministry od rodziny to osłupiałam ze
zdumienia. Kierowane przez nią ministerstwo opracuje cudowną receptę, by młodzi
ludzie studiujący w miastach po zakończeniu nauki wracali do swoich gmin.
Oczami wyobraźni widzę te rzesze absolwentów np. prawa Uniwersytetu
Warszawskiego wracających do swoich mazowieckich wiosek. Tam czekają na nich
intratne posady w urzędach gmin. Chyba tylko w nich, bo przecież nie ma w
gminach innych urzędów. No jest jeszcze urząd, ale to pocztowy.
Taki na przykład absolwent pochodzący z niewielkiej gminy. Jaką może dostać tam
pracę? Wszystkie stanowiska są już poobsadzane swojakami. A jaką pracę dostanie
fizyk molekularny w gminie Groszki Małe? Konserwator w remizie strażackiej?
Gdybyśmy sprawdzili ilu absolwentów studiów wyższych spoza Warszawy znalazło
miejsca pracy w ministerstwach, urzędach i instytucjach stolicy to okazałoby
się, że to całkiem spora ilość.
Jestem przekonana, że w samym ministerstwie od rodziny jest mnóstwo takich osób.
Kilkoro sama poznałam osobiście i nawet słyszeć nie chcieli o powrocie w
rodzinne strony.
Można pleść różne androny, ale jest jakaś granica. Pani minister ją niestety
przekroczyła.
Czyżby marzył się jej powrót do minionych czasów, gdy młodzi po studiach
dostawali nakazy pracy? Wtedy często lądowali na prowincji gdzie oprócz
niechcianej pracy dostawali mieszkanie służbowe lub pokój. Dzisiejsza młodzież
nie po to wyjeżdża z prowincji na studia do dużych miast, by potem wracać skąd
wyjechali.
Zresztą do czego mają wracać?
Do siedzenia na przystanku autobusowym?
Do stania pod sklepem?
Czy do wyjazdów sezonowych na winogrona?
Ciekawe co, po tych paru latach ich pobytu w dużym mieście, zaoferują im rodzime
gminy inspirowane szalonymi pomysłami pani minister od rodziny?
Może przeniosą nam stolicę do Pcimia…?
Draganowa, 19 marca 2021r.
© Mirka Widurek,
z cyklu ®Fidrygałki
Powrót do strony Publicystyka:
|