Powrót do strony
Publicystyka:
Dreszcze emocji, czyli drugi Pitaval Krakowski
Tajemnicze miejsce o nazwie „Hotel”. Budynek, który wygląda jakby niedawno
został zbombardowany. To stary hotel z epoki gierkowskiej. Parter i piętro. Bez
okien, z pustymi otworami. Wygląda jak pokiereszowany potwór z pustymi
oczodołami. Wejście na górę, po schodach. Ciemno, głucho, po prostu strasznie.
Słychać tylko wiejący wiatr.
Idziemy
po długim korytarzu, pod nogami czujemy resztki wykładziny. Po jego obydwu
stronach są pokoje – bez drzwi i okien. Niektóre pokoje mają widoczne ślady
spalenizny.
Hotel jest przystanią dla osób bezdomnych. Widać ślady zamieszkania, ale mimo
późnej pory nikogo nie ma. Pod naszymi nogami walają się sterty śmieci. A w
powietrzu unosi się zapach strachu. Nie wolno się oddalać, trzeba chodzić razem,
bo nie wiadomo, w którym pokoju czai się zło.
Pod
kikutem budynku zauważyłam zaparkowany samochód, którego kierowca, na nasz
widok, zgasił światła i lekko wycofał auto za budynek.
Obchodzimy piętro i schodzimy na dół. Strach towarzyszył mi do końca, ale wrócę
tam już niedługo. Ciekawe co robił tam ten zaparkowany samochód? Gdzie podziali
się mieszkańcy hotelu?
Spróbuję
rozwiązać tę zagadkę. Tego felietonu nie mogą przeczytać moje dzieci, bo wiecie
co się stanie…
© Mirka
Widurek,
Draganowa, 8 stycznia 2020r.