| 
Powrót do strony 
Publicystyka:
 
   
 
   
Moje kasztany 
Wrzesień to miesiąc 
spadających kasztanów.  
Spadają na ziemię jeden 
za drugim. Są w kolczastych osłonkach lub gołe, świecące białymi brzuszkami 
turlają się, by skryć swoje ciałka w szeleszczących suchych liściach. Leżą tam 
pełne nadziei, że dzieci przeniosą je do koszyka, by mogły im posłużyć do 
zrobienia leśnych ludzików.  
Te, których nikt nie 
odnajdzie zamienią się już niedługo w małe drzewka zwane samosiejkami. Wypuszczą 
korzonki i na wiosnę, dzięki promieniom słonecznym wystrzelą łodyżką, która 
wypełni swoją przestrzeń małymi, lepkimi od soku listkami.  
Upłynie kilka lat zanim 
samosiejka wyda na świat kasztany. Zanim to nastąpi będzie musiała dorosnąć i 
pokryć swoja koronę różowo-białymi kwiatostanami. Ich majowa woń przyciągnie do 
ogrodu owady, dzięki którym ogród będzie cieszył nasze oczy. Jesienią pod 
suchymi liśćmi kasztanowca można usłyszeć tupanie jeży lub ciche utyskiwanie 
zmęczonych żuczków, które szukają miejsc do przezimowania. 
Opadłych liści z każdym 
dniem przybywa, a pozbawione ubrań gałęzie trzepocząc na wietrze przypominają 
nam, że czas rozpocząć prace ogrodowe. Jednak ciepły powiew jesiennego powietrza 
rozleniwia i pomaga w odkładaniu tych zajęć na następne dni.  
To takie małe lenistwo 
bez konsekwencji w towarzystwie kasztanów, suchych liści, własnych myśli i 
zapachu jesiennego powietrza z dala od chciwych błaznów, których gęby wypełnione 
są kłamstwami… 
Draganowa, 
25 listopada 2020r.  
© Mirka Widurek 
Powrót do strony Publicystyka: 
  
 |