Powrót do strony
Publicystyka:
Smoczysko od Krakowa
(z cyklu bajki dla moich
wnuków)
Za blokami, za
wieżowcami, w małym mieszkanku żyli sobie Babcia i Dziadek. Byli bardzo
szczęśliwi. Chociaż mieszkali sami, bo ich dzieci dawno założyły rodziny i
wyjechały daleko, to oni na nic nie narzekali. Codziennie rano zasiadali do
stołu i jedząc śniadanie planowali co będą robić, czym zajmie się Babcia a czym
Dziadek. Nieraz przy tych planach się kłócili, ale zaraz dochodzili do
porozumienia.
Któregoś dnia ich życie
uległo zmianie. Do miasta, w którym mieszkali wtargnął ogromny smok. Wielkie
smoczysko, które przybyło od Krakowa zionęło ogniem i było ciągle głodne.
Chodził od bloku do bloku w poszukiwaniu jedzenia. Zaglądał ludziom do okien i
strasząc ich wypuszczał z paszczy śmierdzące siarką ogniste jęzory.
Babcia i Dziadek bardzo
się bali. Nie mogli opuścić mieszkania, bo smoczysko natychmiast pożarłoby tę
parę staruszków. Więc tak jak wszyscy siedzieli smutni i głodni w domu.
Tak było dość długo;.
Wszyscy czekali na ratunek. I oto stał się cud. W okolicy pojawił się bohater,
który miał na imię Wojtuś i był strażakiem. Dzielny strażak stanął oko w oko ze
smokiem. Wycelował w niego sikawkę, z której popłynął ostry strumień wody. Lał
tę wodę i lał, aż zgasił jęzory ognia w paszczy smoka. Smok bez tych jęzorów był
zupełnie niegroźny. Bez swojej broni był słaby i po prostu uciekł ze strachu z
powrotem do Krakowa.
Dzielny Wojtuś Strażak
uratował wszystkich mieszkańców, wśród których byli Babcia i dziadek. Wszyscy
bili mu ogromne brawa a w prezencie dostał ogromny tort truskawkowy.
Morał z tego taki, że nie
taki potwór straszny. Wystarczy tylko dobrze pomyśleć jaką bronią go pokonać. W
tym przypadku wystarczyła woda ze strażackiej sikawki.
© Mirka
Widurek
Draganowa, 3 kwietnia 2020r.
Powrót do strony Publicystyka:
|